Szynszyla Mafia – Pożegnanie
| 21 komentarzy
Opiekuńcza i ujmująca. Pełna energii i zawsze skora do psot. Niezwykle przyjazna dla wszystkich domowników. Szynszyla Mafia była pełna nadziei i chęci życia niemalże do samego końca.
Ten wpis jest pewnego rodzaju rozliczeniem i jednocześnie formą uczczenia pamięci. Bardziej skierowany do mnie i osób z mojego otoczenia, które na co dzień miały do czynienia z Mafką i znały ją od wielu, wielu lat. Napisany jest też z myślą o tych czytelnikach, którzy dobrze znają historię Mafii i regularnie śledzili jej poczynania na portalach społecznościowych. I pamiętają ją, tę małą, w gruncie rzeczy nic nie znaczącą dla świata puchatą kulkę, która przez wiele lat była dla mnie wszystkim. Niestety choroba, operacja i związane z nią wyczerpanie zakończyły jej żywot.
Tak dziś inaczej
Najgorzej jest dzień po. Nie wtedy, kiedy bezpośrednio dowiadujesz się o śmierci swojego pupila. Wtedy to zazwyczaj nic do ciebie nie dociera i przez sekundę nawet pojawia się myśl, że to może pomyłka lub jakiś kiepski żart. Patrzysz wtedy na swojego pupila przekonany, że zaraz się obudzi, zaraz wstanie i dalej będzie tak jak przedtem, wtedy kiedy żył. Jednak najgorszy jest dzień po stracie. Sypiesz odruchowo pełną miskę jedzenia, wołasz po imieniu chcąc się przywitać, ale za moment łapiesz się na tym, że zwierzaka już nie ma… I myślę, że to właśnie ta chwila jest najgorsza, bo uświadamiasz sobie ile dla ciebie ten zwykły zwierzak znaczył i jak dużą część w twoim życiu zajmował.
Na co dzień wydaje mi się, że nie jestem tak ckliwą i wrażliwą osobą. Właściwie to jestem już starą babą, a przynajmniej na tyle starą żeby wiedzieć, że takie rzeczy się zdarzają, a w życiu nic nie trwa wiecznie. I choć z tyłu głowy miałam pełną świadomość tego, że przyjdzie taki czas, kiedy trzeba będzie Mafię pożegnać, to nigdy w pełni nie byłam na to przygotowana. Wydaje mi się, że chyba ciężko być przygotowanym na śmierć, czy to swoją, bliskiej osoby, czy ukochanego zwierzęcia, niezależnie od tego czy mieliśmy czas na zaznajomienie się z tą chwilą czy nie.
Operacja się udała!
Wchodząc do kliniki od razu zostałam poinformowana, że samiczka ma się dobrze i czeka w kolejce do odbioru. Przez cały ten czas w poczekalni byłam przekonana, że Mafka jest ze stali, że przetrwa wszystko… Niestety tak bardzo się myliłam… W ostatniej chwili, dosłownie sekundy przed wydaniem jej do domu zostałam poinformowana, że Mafia nie przeżyła ostatniego etapu operacji jakim jest wybudzanie z narkozy. Najgorszy był pisk i poruszenie Egona, którego trzymałam na rękach (zabrałam go ze sobą, ponieważ miał mieć wizytę kontrolną). Niestety widział w jakim stanie jest Mafia i mam wrażenie, że on wiedział, wiedział, że jego mama nie żyje.
Nic nie zapowiadało złego zakończenia
Dosłownie nic. Jeszcze dzień przed operacją Mafka wręcz wyrywała się by poszaleć na wybiegu. Zażywała piaskowej kąpieli, odbijała się od ścian, radośnie podskakiwała, żwawo biegając po pokoju.
Szynszyle cierpią w milczeniu
Niestety ten kto ma szynszyle wie, że zwierzęta te (podobnie zresztą jak inne gryzonie) nie dają żadnych sygnałów, że coś je boli lub coś im dokucza. Nie da się wyczytać tego z ich pyszczka czy zachowania. Dopiero w skrajnych przypadkach można stwierdzić, że coś im dolega, a wtedy zwykle jest już za późno. Dlatego tak ważna jest codzienna obserwacja i częste ważenie szynszyli (1 dzień niejedzenia u szynszyli to 1 tydzień głodówki człowieka), regularne wizyty kontrolne i np. profilaktyczne badania krwi, które wykonywane są także u szynszyli. Pomogą one wykryć chorobę w jeszcze wczesnym stadium rozwoju.
A co by było gdyby?
W przypadku nowotworu złośliwego u małych gryzoni (w tym szynszyli), które przecież mają bardzo szybki metabolizm, choroba ta rozwija się niezwykle błyskawicznie. Nie miało więc znaczenia czy wykrylibyśmy guza u Mafii wcześniej czy później, a to dlatego, że szanse Mafii na przeżycie koniecznej operacji już na początku nie były zbyt wysokie. O przegranej zaważyła zapewne poprzednia operacja pod narkozą (szynszyla miała zapalenie dróg rodnych i ropomacicze spowodowane prawdopodobnie częstymi porodami na fermie), a przede wszystkim zaważył wiek zwierzęcia (szynszyla miała 16 lat), a co za tym idzie słabe już narządy wewnętrzne. Pozostawienie guza samemu sobie mogłoby wydłużyć samiczce życie, ale prawdopodobnie nie więcej niż o 7-14 dni, gdyż nowotwór w zastraszającym tempie powiększał się każdego dnia, powodując coraz większy dyskomfort i ból. Taka decyzja niestety nigdy nie jest łatwa.
Koniec opowieści
Niestety to już koniec opowieści Mafii, który niestety ja musiałam dopisać… – Mafiu, Ty szara puchata kulko, będziemy o Tobie pamiętać…
Mafia – do końca dzielna samiczka urodzona na fermie. Odeszła za tęczowy most 09.08.2017r. o godzinie 18:40 w wieku 16 lat.
Bardzo mi przykro z powodu Mafki, śliczna z niej szysza. Mi do dziś przeraźliwie smutno na wspomnienie o dwóch chłopakach którzy ode mnie odeszli. To sprawia, ze tylko bardziej doceniamy każdy dzień z reszta puszkow i nadal robimy wszystko by żyły szczęśliwe i otoczone opieka. Myślę, ze zagląda zza TM bez guza i bólu. Trzymajcie się <3
Dziękuję za ciepłe słowa… <3
…i popłakałam się, pięknie napisałaś. .. pamiętam dzień, w którym Mafcia (urodzona w klatce na Fermie), pierwszy raz wolno puszczona, biegała po pokoju. Ona była zachwycona wolnością…, a Bandziorek nową samiczką:), kupioną specjalnie dla niego…. Przez wiele lat troskliwie opiekowałaś się Mafką, zapewniając Jej wygodne i bezpieczne życie.Dzięki Tobie żyła długo i radośnie.Odeszła w spokoju,już nie cierpi… Dla Ciebie pocieszeniem jest Egon, Bandziorek… szaraki-rozrabiaki:) i Billuś.
;(
Nie wiem co napisać. Czytam to i nie wierze. W pierwszej chwili myślałam, że to jakiś żart, że okaże się wszystko nie prawdą. Nigdy nie widziałam Mafii na żywo, nigdy nie miałam z Nią jakiegokolwiek kontaktu, można by pomyśleć, że jest dla mnie całkowicie obcą szynszylom, a jednak. Czułam do niej szczerą sympatię, z zwłaszcza w tedy, kiedy przeczytałam Jej historię.
Napisałabym, że wszystko będzie dobrze, ale wiem z własnego doświadczenia, że są to tylko puste słowa i trzeba wszytko samemu sobie poukładać w głowie. Mam nadzieje, że trzyma się Pani. Proszę przyjąć moje najszczersze wyrazy współczucia.
Rozumiem doskonale, co czujesz. Mój Zgredek też jednego dnia jadł, bawił się na wybiegu, a następnego już nie żył… :-(
Ponad podziałami – jest mi bardzo przykro, bo mój Dżimi w tym roku skończył 16 lat i mam nadzieję, że Mafia nie cierpiała wcale. Niby tacy mali przyjaciele, ale serce pęka…
Droga Asiu, … nie wiem co napisać po przeczytaniu tego wpisu. Twój wpis przypomniał mi gdy sam zastałem moją samiczkę po powrocie z pracy w kałuży krwi… była już prawie północ… północ przed majówką. Kira krwawiła z dróg rodnych a ja nie wiedziałem co robić. Zatamowałem krwawienie i dzwoniłem po weterynarzach w całej okolicy sięgając do Warszawy i Wrocławia. Udało dodzwonić mi się bliżej. Nocą pędziłem samochodem walcząc o jej życie bo wiedziałem że każda chwila się liczy. Po pół godziny byłem na miejscu chociaż dla mnie była to wieczność. Do dziś nie wiem jakim cudem przejechałem 80 km w tak szybkim czasie. Pamiętam te chwile gdy ze łzami w oczach zostawiłem ją po zbadaniu w przychodni gdzie od razu Pani zaczęła przygotowywać się do operacji, a ja pojechałem do domu. Po prawie 2 godzinach dostałem wiadomość że mała jest już po operacji… ucieszyłem się choć wiedziałem że jeszcze się nie wybudziła. W domu panowało przygnębienie jak po stracie kogoś bliskiego a mnie ciągle łzy zalewały oczy. Gdy otrzymałem wiadomość że Kira się wybudziła cieszyłem się. Wiedziałem że to bardzo dużo. Mijał dzień za dniem i tak minęły 3 dni. Gdy odebrałem telefon poinformowano mnie że Kira odeszła, przestała reagować na leki… Zamarłem. Ogarnął mnie żal, strach i przeszywające uczucie pustki. Wszystkie te uczucia w jednym momencie spadły na mnie niczym ocean. Gdy zapytano mnie co chcę zrobić z jej ciałem łzy zalały mi oczy. Powiedziałem że przyjadę odebrać jej malutkie ciało żeby się pożegnać. Odczuwałem silną potrzebę pożegnać ją ostatni raz. Odebrałem ją następnego dnia. Jej ciało zawinięte ligniną w kartonie pochowaliśmy w ogrodzie. Żal odszedł bo wiedziałem że zrobiłem wszystko co tylko mogłem. Tak Kira moja pierwsza szynszyla która stała się wszystkim dla mnie i częścią całej rodziny odeszła ode mnie w wieku 3,5 roku. Od tamtej pory pomimo stada 4 szynszyli dalej łapię się na wołaniu jej imienia czy chociażby chęci zrobienia jej zdjęcia. Była wyjątkowa w swoim rodzaju. Wciąż pamiętam gdy na pożegnanie na operacyjnym stole pocałowałem ją delikatnie po raz ostatni. Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty. Kira i Mafia na pewno są teraz z nami chociaż po tamtej stronie.
Chodź dopiero teraz trafiłem na Twój blog mam nadzieję że odczytasz mój wpis :) z pewnością będę zaglądał tu częściej.
Witaj, przyznam szczerze, że zmroziła mi krew w żyłach opisana przez Ciebie sytuacja. I przyznam szczerze, że nawet trudno mi sobie wyobrazić ile emocji i stresu towarzyszyło Ci w tamtych dniach…
Myślę, że dla każdego prawdziwie kochającego właściciela utrata zwierzęcego przyjaciela jest naprawdę trudnym i przykrym momentem…
Dziękuję Ci, że poświęciłeś chwilę by przeczytać mój wpis, ale najbardziej chciałam podziękować Ci za to, że zechciałeś podzielić się swoją historią.
wzruszyłam aż się gdy przeczytałam te historie i matt 'a i Mc Aśki. chociaż mafia była mi bardzo bliska to i historia kirci doprowadziła mnie do łez
wzruszyłam się . szczere kondolencje}:
Przepraszam, wiem, że to nie w temacie, napisałam tu odruchowo, a teraz nie mogę skopiować, a szkoda mi kasować.
W sobotę 8 września umarła moja 8-letnia szynszyla Migotka. Najkochańsze zwierzątko pod słońcem. Chorowała krótko nie wiadomo na co. Zaczęło się od przerośniętych zębów, choć kiedy umarła miała je i podniebienie wygojone. Ból i strata nie do opisania. 8 lat radości, biegania kochanych łapek po panelach, psocenia, czekania na łapkach w pozie jak do modlitwy, na wybieg. Ogromna indywidualistka, potrafiła postawić na swoim. Te próby wejścia do „zakazanych” pokoi :) Nigdy się nie poddawała :) To wytyczanie granic, ile mi wolno. Jakże często jej ulegałam, bo nie dało się odmówić tej kochanej kuleczce. Pierwsza wiedziała, kiedy włączają kaloryfery, od razu się tam pakowała i siedziała aż do końca sezonu grzewczego. Ufna, ale ostrożna, raz nadszarpnięte zaufanie trzeba było długo odbudowywać. Zostawiona z konieczności sama na góra dwa dni obrażała się i ostentacyjnie trzymała się na drugim końcu wybiegu, traktując mnie jak powietrze. Musiałam wtedy czekać na przebaczenie :)) Tak jak ja nie znosiła hałasu, kroków i rozmów na schodach. Lubiła spać i leniuchować. Zawsze świeża, zadbana, pachnąca, z zapamiętaniem czyściła wąs po wąsie, kąpała się piasku. Przez pół roku zapamiętale, nie poddając się, otwierała drzwi szafy, pomagając sobie łapkami i zębami, by choć chwilę posiedzieć w środku. Wiedziała, że jej nie wolno, ale pokusa była silniejsza. To samo było z otwieraniem drzwi i pakowaniem się pod łóżko :) Siedziała tam, trzęsąc się ze strachu i czekając aż ją wygonię :) Przekonana, że pokój w którym mieszkała, jest tylko jej, nie lubiła, kiedy ktoś tam wchodził, zwłaszcza kiedy przeszkadzał w spaniu. Początkowo ten charakterek trochę mnie denerwował, ale z czasem przywykłam i pokochałam właśnie te cechy, bo były przecież jak moje :) Po latach byłyśmy już tak zżyte ze sobą, a ja dziękowałam Bogu, że dał mi tak wspaniałą towarzyszkę doli i niedoli. Skończyło się tak nagle…, dlaczego, pustka i ból jest nie do zniesienia…
kolejna wzruszajaca historia . szczere kondoleńcje aż się poplakalam
Piszę tutaj, bo po 13 latach wspólnego życia opuściła mnie moja szynszyla. Nie sądziłam, że tak bardzo przeżyję jej odejście. Przez te 13 lat towarzyszyła mi w wielu ważnych chwilach. Nie mogę się z tym pogodzić, bo już jej nie słyszę i nie mogę wziąć na ręce. Już nikt mnie nie wita stojąc na dwóch łapkach i czekając na jakikolwiek dotyk i smakołyk. Już nie zasypiam w towarzystwie mojego małego lokatora. Jest mi strasznie ciężko.
Rozumiem i bardzo mi przykro z powodu Twojej szylki. :(
szczere kondolencje . Jesteśmy z Tąbą. też się popłakałam
Płakałam jak to czytałam:'( i jeszcze biedny Eguś na pewno bardzo ją kochał…moja szyla nie była długo na fermie ale trafiając do zoologa jako 2-miesięczna szynszylka szybko została rozdzielone z rodziną:'(
tak egon ją kochał z całego serca. naprawde przykre . napewno płakał
szczere kondolencje. Jest mi tak smutno .nie wiem oczym myśleć . Aż się poplakałam
Trafiłam tu kompletnie przypadkiem. Nie licząc na atencję, chce podzielić się swoimi emocjami z ludźmi, którzy wiedzą jakim ciosem jest utrata małej kulki. Klusek bo tak się nazywał. Był moim najlepszym przyjacielem od sześciu lat. Zmarł nagle, kompletnie nie byłam na to przygotowana… Łzy same cisną się do oczu, kiedy otwieram filmy jak skacze czy zażywa codziennej kąpieli albo chociażby podgryza mi ucho. Był wyjątkowy i był moja rodzina. Ciężko jest mi opisać obecne uczucia. Strata jest olbrzymia a moje serce dosłownie pękło. Nigdy bym nie pomyślała, jak wiele bólu może towarzyszyć człowiekowi przy odejściu zwierzęcego pocieszyciela. Proszę o poradę. Czy zakup kolejnych szynszyli jest właściwym rozwiązaniem?
Przede wszystkim chciałam Ci podziękować za to, że zechciałaś podzielić się swoim przeżyciem jakim jest utrata zwierzęcego przyjaciela Kluska. Jednocześnie szczerzę współczuję i mam tylko nadzieję, że czas szybko zaleczy Twoje rany. Uważam, że żałobę należy przeżyć, dać sobie poczuć stratę, nie trzymać emocji – zwłaszcza tych które duszą, przytłaczają. Dlatego też, bardzo dobrze, że zechciałaś się podzielić swoim przeżyciem. Każde takie „otwarcie się” na swoje emocje, może choć trochę ukoić Twój ból.
Ciężko mi powiedzieć, czy pocieszenie się innym zwierzęciem może być zabiegiem kojącym. Każdy jest inny i każdy też zupełnie inaczej odreagowuje trudne dla niego sytuacje. Tak naprawdę do Ciebie należy decyzja. Jeśli masz możliwość i chęci kupna/adopcji kolejnych szynszyli (bo pamiętajmy, szynszyle powinny być minimum dwie w klatce/wolierze) i pragniesz im stworzyć ciepły i kochający dom, to nic nie stoi na przeszkodzie.
Z mojej strony jedynie mogę dodać, że zanim zdecydujesz się na zakup/adopcję kolejnego zwierzęcia zastanów się co spowodowało śmierć poprzedniej szynszyli. Szynszyle nie umierają nagle, bez powodu. Każda śmierć jest rezultatem nieprawidłowości w działaniu (czynniki zewnętrzne/wewnętrzne). A wszystko po to, aby nie popełnić już nigdy tego samego błędu w opiece nad nowymi szynszylami.
Pozdrawiam