Opowieść Billy'ego

Opowieść Billy’ego

| 1 Komentarz

Nazywam się William Puchałek. Poza Waszą planetą znany wszystkim jako niebywale skuteczny Agent B (X582). Na Ziemi kojarzony pod skróconą nazwą imienia, czyli Billy. Nadszedł czas, aby się ujawnić i wreszcie opowiedzieć swoją historię.

Ściśle tajne przez poufne

Początki mojej kariery sięgają wiele lat wstecz. Niestety, choć bardzo bym chciał, to nie mogę zdradzić dokładnego miejsca i czasu moich narodzin, bo obowiązuje mnie klauzula poufności. Ponadto nie mogę wyjawić miejsca stacjonowania i szczegółów moich pozaziemskich szkoleń oraz międzyplanetarnych misji. Zobowiązany jestem również poprzez Kosmiczny Protokół Poufności, o nie ujawnianie nazwy oraz miejsca stacjonowania organizacji, dla której pracuję od urodzenia. Zobligowany jestem także do nieuiszczania w mojej opowieści wszelkich nazwisk współpracowników oraz podmiotów międzyplanetarnych misji, w jakich dotychczas osobiście uczestniczyłem.

Ze względu na coraz większą nonszalancję moich kolegów i koleżanek agentów oraz brak subtelności w ich działaniu podczas misji (szczególnie na planecie Ziemia), pozwoliłem sobie ujawnić nieco szczegółów z mojej pracy i przedstawić zarys ostatniej (w dalszym ciągu kontynuowanej i niezwykle ważnej) misji na planecie Ziemia.

Puchaty Agent Kosmiczny – czyli Billy

Już od najmłodszych lat jako jeden z najlepszych puchatych Agentów Kosmicznych, brałem udział w wielu tajnych projektach kosmicznych, niebywale wymagających szkoleniach czy międzygalaktycznych, wybitnie trudnych misjach. A wszystko po to, aby móc jak najlepiej realizować życiowy cel jaki przyświeca naszej tajnej organizacji, powołanej do tego, by dbać o każdą bezbronną istotę w całym kosmosie przed szumowinami o niecnych zamiarach.
– Nazywam się William Puchałek, puchaty Agent B (X582), czyli po prostu Billy i jestem tu po to, aby Was chronić.

Cel Misji: Powstrzymać informatorów – Kierunek: Ziemia

Ponad 5 lat temu, wraz z innymi puchatymi Agentami Sił Kosmicznych, zostałem przydzielony do ściśle tajnej misji, która odbywać się miała na planecie Ziemia. Należało wykonać szybkie zadanie wykrycia i unieszkodliwienia szajki mruczków, odpowiedzialnych za stały przesył informacji do szumowin. Wydawać by się mogło, że zadanie jest dość proste. Wystarczyło odszukać i pojmać cwaniaków, przerwać stałe łącze z ich kamer (ukryte są na stałe w kocich oczach, które monitorują i przesyłają sygnał bezpośrednio do stacji kosmicznej szumowin). Za pomocą naszych tajnych technik mieliśmy zabezpieczyć wszelkie poufne ziemskie dane tak, aby nie dostały się w niepowołane ręce.

Slogany reklamowe – czyli psia i kocia propaganda!

Zadanie było na tyle trudne, że wraz z upływem lat ze ściśle tajnej misji, zrobiła się niemalże oficjalna akcja, w której zarówno mruczki (stworzone przez szumowiny, niebywale urocze bio roboty) oraz psy (wywodzące się z Syriusza, czyli najjaśniejszej gwiazdy, położonej w gwiazdozbiorze Wielkiego Psa), coraz śmielej realizowali swój projekt na Ziemi, pod przykrywką ziemskich pupili domowych.

Z ich pomocą niemalże na całej planecie powstało wiele propagandowych haseł jak: „Dom bez kota/psa to jak ogród bez kwiatów” (zapominając, że dom z kotem i kwiatami to połączenie niemalże niemożliwe) czy grane na emocjach hasło: „Do serca przytul psa, weź na kolana kota”, które dyskryminowało wszystkie gryzonie, nie uwzględniając nas w sloganach reklamowych.
W konsekwencji znacząco mniejsza liczba ziemskich istot decydowała się na posiadanie gryzonia w swoim domu, niż psa czy kota. A przecież kluczem naszej misji jest działanie bezpośrednio w domu Ziemianina, zwłaszcza tam gdzie znajduje się szpieg!

Przez wiele lat z pomocą cenzury i propagandy psy doczekały się miana „najwierniejszych istot na Ziemi”. W przeciwieństwie do mruczków, których wrodzone poczucie wyższości nie pozwalało na skuteczną walkę z „czarnym PRem” w celu poprawy ich wizerunku.




Planeta Ziemia: twarde lądowanie

Niestety początki misji były trudne. Trafiłem do domu, gdzie żyłem co prawda z dwoma typkami mojego gatunku, ale kompletnie szarymi w temacie zarówno ziemskich jak i pozaziemskich działań. Próbowałem wyjaśnić im to i owo (nie ujawniając przy tym szczegółowych informacji). Swoje anegdotki okraszałem dobrym dowcipem, a w niejasnych dla nich kwestiach posiłkowałem się wiedzą zdobytą głównie z filmów na YT z żółtymi napisami.

Jeden z gryzoni – ten najstarszy, był niebywale sceptyczny. Nie tylko negował moje pozaziemskie pochodzenie, ale też śmiał powątpiewać w powodzenie tajnej misji! Drugi zaś, ciągle bujał na hamaku, snując fantazyjne opowieści o swoich dalekich podróżach.

Na miejscu okazało się, że w ziemskim domu nie ma ani jednego mruczka pracującego dla szumowin. Sądziłem więc, że zostałem błędnie przydzielony do misji. Natychmiast poinformowałem o moich spostrzeżeniach kosmiczną centralę, jednocześnie będąc gotowym do wycofania się z misji. Szybko jednak otrzymałem informację, że mruczek współpracujący z szumowinami przybędzie w niedalekiej przyszłości. Otrzymałem więc rozkaz pozostania na miejscu do czasu przybycia szpiega oraz dodatkowe wytyczne (podobno mruczek miał być niebywale ciężkim w likwidacji przeciwnikiem, a jego wysyłane regularnie, zaszyfrowane informacje bardzo trudne w rozgryzieniu).

Koci Agent namierzony!

I tak też się stało. Kilka miesięcy po moim przybyciu, na miejscu pojawił się wyczekiwany koci szpieg. Już od pierwszych chwil bycia w nowym domu wykazywał niebywałą pewność siebie, a swoją obecność zaznaczał w sposób nachalny, ostentacyjnie turlając się po dywanie lub bawiąc się kolorowymi przedmiotami. Co jakiś czas mruczek podchodził do woliery i świdrował mnie swoimi gadzimi oczami. W odpowiedzi stosowałem zwykle jedną ze swoich łagodniejszych i najstarszych technik dominacyjnych szynszyli, czyli „Piachem po oczach”. Nie będzie mi tu mruczek śmiał się w twarz!

Wiedziałem już z kim mam do czynienia. To mały, puchaty i niebywale słodki mruczek, czyli najgorszy i najtrudniejszy w unieszkodliwieniu typ szpiega.

Misja: Niewykonalna – Powód: Mruczek zbyt słodki

Jak zwykle w takich sytuacjach pozostało mi zrealizowanie słynnego wśród agentów sił kosmicznych planu F, polegającego na obserwacji i przechwytywaniu wszelkich wysyłanych przez mruczka danych z jednoczesnym (bardzo niechcianym) koegzystowaniem ze szpiegiem na ograniczonej przestrzeni życiowej do końca jego dni. Wtedy to nawet ja zwątpiłem w powodzenie misji. Żyć z mruczkiem przez całe życie w jednym domu (i to bez opcji nawet próby jego likwidacji!) było dla mnie czymś niewykonalnym. Doznałem pierwszego w swoim życiu uczucia zwątpienia.

Ziemianie potrzebują gryzoni!

Targały mną emocje, przyznaję. Leżałem bezwiednie na hamaku… Byłem niczym liść na wietrze, a moje wahania i coraz większe poczucie bezradności atakowały moje wewnętrzne „ja”. Wtedy, po przewróceniu się z boku na bok usłyszałem wyraźny głos dobiegający z głębi mojego ciała. Wstałem i poszedłem coś przegryźć. Po posiłku ponownie ułożyłem się wygodnie na hamaku ignorując przyjemne uczucie miękkości pluszowego materiału, na którym bez celu spoczywało moje wątłe ciało. Cierpiałem wiedząc, że tak szybko nie jestem w stanie wykonać zadania.

Nagle usłyszałem głos niczym grom z jasnego nieba. Rzekł do mnie: „Puchałek! Ziemianie potrzebują bohatera!” I wtedy, jak za dotknięciem magicznej różdżki zrozumiałem, że ta misja to coś więcej! To niemalże rytualny akt poświęcenia, w służbie sił dobra, na który ja, William Puchałek, prawdziwy agent B (X582) Sił Kosmicznych od zawsze byłem przygotowywany! Zrozumiałem, z całym swoim poczuciem jestestwa, że moja misja nie ogranicza się tylko do ciągłej kontroli szpiega. Pojąłem, że powinienem też promować nasz gatunek, tworząc zdjęcia i szerząc prawdę o gryzoniach (szczególnie o szynszylach) na całej planecie Ziemia! I właśnie dlatego założyłem tego bloga.

Opowieść Billy'ego

Wróg rośnie w siłę

Mijały dni, miesiące, ale mruczek nie marnował czasu i rósł w zastraszającym tempie. Ze słodkiego, małego kota, stawał się coraz większym kocim potworem, w niczym już nie przypominającym dawnego, bezbronnego kiciusia, cichutko mówiącego „miau”. Teraz jego „miau” było donośne i chrapliwe, a jego sylwetka większa, choć niebywale smukła i wysportowana. W niczym już nie przypominał dawnej małej, pluszowej kulki, na którą kiedyś z chłopakami mogliśmy wskakiwać i jednocześnie obsikiwać (mieliśmy kilka imprez z chłopakami, nie pytajcie o szczegóły).

Dla mnie to było jasne. Wróg nie próżnuje i nabiera sił. Wiedziałem, że ja też nie mogę wypaść z formy. Spróbowałem więc, dorównać mu w masie, zajadając kolejną porcję przysmaków. „Może mnie przeskoczy, ale na pewno nie obejdzie!” – pomyślałem, odgryzając kawałek migdała.




Misja ponad wszystko!

Cel był prosty – „Należycie wykonywać powierzone mi zadanie do końca moich dni”. Tak też poczyniłem, nie próżnując ani sekundę. Każdego dnia i każdej nocy po dziś dzień obserwuję mruczka. Nic mi nie umknie. Wszystko notuję, a jeśli tylko zauważę znacznie odbiegające od norm zachowanie, natychmiast dzwonię do kosmicznej centrali aby poinformować ich o moich spostrzeżeniach (meldowałem do czasu, aż ktoś z centrali nie przestał odbierać moich połączeń).

Do niepokojących zachowań mruczka zaliczam:

  • „Siedzenie mruczka przed wolierą i długie patrzenie się prosto w oczy, prowokując mnie tym samym do ataku”.
  • „Głośne pomiaukiwania z jednoczesnym chaotycznym tuptaniem w tę i we w tę (szczególnie w godzinach wczesnoporannych i wieczornych)”.
  • „Ostentacyjne turlanie się i przeciąganie po podłodze w celu pokazania pazurów jako projekcji siły”.
  • „Ukradkowe, wyniosłe spoglądanie w moją stronę podczas zabawy z Ziemianinem”.
  • „Głośne miauczenie oraz ciągłe patrzenie przy tym na niewidoczny gołym okiem obiekt. Prawdopodobnie jest to oznaka przegrzanego procesora w wyniku chęci przesłania zbyt wielu informacji do stacji kosmicznej szumowin.”
  • „Mlaskanie podczas każdego posiłku oraz długotrwałe przy tym i całkowicie świadome patrzenie w moim kierunku. Groźby niewerbalne to już jest szczyt!”.
  • Billy wzywa Agenta X!

    W kręgach elit w kosmosie, znany jestem jako ten, który wykazuje doskonałe wyniki, mając na koncie wiele udanych misji. Moja sława ogranicza się nie tylko do naszej galaktyki, a wieści o mojej skuteczności dochodzą też do nieprzyjaciół. Mruczek radził sobie coraz gorzej. Poprosił o wsparcie, a na miejsce niedługo po tym przyjechał kolejny koci kolega. Gdy go zobaczyłem oniemiałem z wrażenia. To nie był zwykły mruczek, a jeden z błękitnookich wojowników, którzy u szczytu swej kariery powozili rydwanem słynną boginię Freję! Wiem co myślicie: „To niemożliwe!”. I ja też tak myślałem.

    Nie mogłem oswoić się z myślą o zmianach jakie po raz kolejny nastąpiły w moim życiu i kolejnych kłodach rzucanych mi przez los pod nogi. Potrzebowałem czasu i chwili samotności. Musiałem wszystko przemyśleć, rozgryźć i opracować plan. Zdecydowałem i postanowiłem wezwać posiłki. Poruszyłem więc metalowym dzwonkiem przypiętym do wiszącego gryzaka, a po chwili otrzymałem miseczkę pełną ziół. Gdy już podjadłem, usadowiłem się wygodnie na hamaku, ucinając sobie krótką drzemkę przed obmyśleniem ostatecznego planu.

    Po krótkiej drzemce, kiedy już Księżyc wisiał wysoko na niebie podjąłem decyzję o wezwaniu szynszylowego wsparcia. Wysłałem więc starannie zaszyfrowaną wiadomość do centrali z prośbą o przydzielenie do mnie partnera, który pomoże mi w powodzeniu tej misji.

Domki dla szynszyli

Autor artykułu

Autorka bloga ChillBill. Miłośniczka zwierząt, której największą pasją są szynszyle. Od wielu lat zajmuje się obserwacją tych gryzoni, poświęcając im wolny czas. Dumna posiadaczka czarnego kota Merlina i tajskiego kota Theo, samoyeda Nanook'a oraz dwóch sympatycznych szynszyli: 19-letniego Bandziorka i 4-letniego Owena.

Wszystkie prawa zastrzeżone. Wszelkie prawa do artykułu są własnością jego autora. Kopiowanie, modyfikowanie i cytowanie artykułu bez jego zgody jest zabronione.

Jedna odpowiedź do “Opowieść Billy’ego”

  1. Szynaszylka pisze:

    Cześć Billuś ! Super opowieść ! Dobrze tą swoją misję na ziemi zpełniasz ! Tak się cieszę z tej opowieści. Ale kto jest tym partnerem który Ci pomaga ? Może jakaś fotka ? Tak zwalczyć Mruczków jest naprawdę trudno.
    Wow ! To ja już wiem dlaczego Ty i Egoś tak się lubiliście ! Jeden z tych powodów to chyba ten , że o by dwa mieliście historie o podróżach i lepiej było mu uwierzyć w to , że jesteś z kosmosu bo on sam podróżował. Naprawdę mnie wzruszyło to , że nie żyje twój przyjaciel Egoś.Dobrze , że jesteś. Wiesz Billuś , że jesteś częścią mojego życia. Jesteś słodki. Love Billuś. Pozdrów swoją właścicielkę Panią Asie. Pozdrawiam Ciebię i twoich przyjaciół. Ale koniecznie powiedz mi kto to jest Ci pomocnicy ? 😊 Zwalcz tych mruczków i ty króluj jak zawsze. 😊 Bądź dzielny ! Niech pomoże Ci Bandzior ! Bo mu powiem , że to prawda ! Bądź taki słodki odwarzny i waleczny jak zawsze ! Nie daj się przechytrzyć przez mruczków tylko Ty ich przechytrz ! Bądź dzielny !
    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ostatnie artykuły (zobacz wszystkie)